Homilia na Niedzielę Zmartwychwstania
„Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych” (J 20, 9).
Drodzy Bracia i Siostry!
Nasza wiara opiera się na Piśmie Świętym i na przekazie ustnym, czyli Tradycji. Czytamy Pismo Święte i poznajemy Tradycję Kościoła. Wierzymy w te prawdy, które w tych przekazach są zawarte. W Nowym Testamencie w Ewangeliach spotykamy się z tak zwanymi chrystofaniami. Są to opisy spotkań zmartwychwstałego Chrystusa z różnymi ludźmi. Pan Jezus po zmartwychwstaniu objawiał się swoim Apostołom, objawiał się też innym swoim uczniom, którzy szli do wsi Emaus.
Ale Chrystus – jak pamiętamy z opisu biblijnego – objawił się także św. Marii Magdalenie. Gdy ona stała przed grobem i płakała, Pan Jezus podszedł i zapytał: „Niewiasto czemu płaczesz? Kogo szukasz?” (J 20, 15).
Pozwólcie, że podobne pytanie postawię wam, obecnym dzisiaj na Mszy świętej. Nie pytam was: Czego płaczesz. Bo nikt chyba nie płacze, chociaż przyznam się, że nie rozumiem tych ponurych min, które mamy w najważniejsze święto chrześcijańskie. Powinniśmy być radośni. Będziemy jedli śniadanie i na stole pewnie będzie coś lepszego niż mięsny jeż.
Ale postawię drugie pytanie, bardziej w obecnych czasach zasadne: Kogo szukasz?
Drodzy Bracia i Siostry!
Kogo szukacie? Dlaczego tu jesteście? Przyszliśmy do kościoła w najważniejszą dla katolików uroczystość – w Zmartwychwstanie Pańskie. Po co? Kogo chcemy zobaczyć? Sąsiadkę, która być może ubrała na ten dzień nowy kostium? Znajomych, których dawno nie widzieliśmy? Oczywiście i sąsiadka ubrana w swoją nową kreację jest ważna (trzeba jej powiedzieć, że ładnie wygląda), i znajomi są ważni (można z nimi porozmawiać – tylko nie podczas kazania, raczej po Mszy świętej – i powiedzieć: dobrze, że was widzimy). Ale chyba nie po to tylko przychodzimy? Jest chyba coś ważniejszego. Jest chyba ktoś ważniejszy. To żywy, żyjący, bo zmartwychwstały Chrystus.
Mamy za sobą wczoraj Wielką Sobotę. Adorowaliśmy Pana Jezusa w Grobie Pańskim, uczestniczyliśmy w Wigilii Paschalnej – najważniejszej Mszy świętej w ciągu roku, święciliśmy ogień i wodę, przeszliśmy w procesji rezurekcyjnej. Ale nie o tym chcę powiedzieć. Dlaczego? Bo dla wielu katolików – ku zadziwieniu – nie ma to żadnego znaczenia.
Natomiast jest coś innego, co gromadzi niesamowite rzesze ludzi. To jest obrzęd błogosławienia pokarmów na stół wielkanocny. Dlaczego tak jest? Pewnie to tylko folklor religijny. Owszem, folklor jest ważny. Ale to zdecydowanie za mało. Trzeba iść dalej. Bł. Jan Paweł II mawiał do młodych ludzi: „Nie wystarczy przekroczyć próg, trzeba iść w głąb”. Przecież jak jesteśmy zaproszeni na uroczysty obiad, to nie wychodzimy po przystawce. Trzeba jednak wejść w głąb wiary.
A nawet, gdy przychodzimy błogosławić nasze pokarmy, to też nie zawsze jest to dla nas głębokie przeżycie. Jeden ministrant – taki zakłopotany – mówi wczoraj do mnie w zakrystii, jak już wróciliśmy od ołtarza po obrzędzie błogosławieństwa pokarmów: Proszę księdza, ale ci ludzie, to mają niskie poczucie swojej wartości. Dlaczego? – pytam. Bo oni się żegnali, jak ksiądz błogosławił mięso, kiełbasy i jaja…
Niestety, tak czasami bywa w naszym życiu, że nie uwierzyliśmy w to, że jesteśmy dziećmi Bożymi i dlatego pozostajemy na etapie mięsa, kiełbasy i jajek. „Nie wystarczy przekroczyć próg, trzeba iść w głąb”.
Drodzy Bracia i Siostry!
Kogo szukacie przychodząc do Kościoła. Jezusa Chrystusa zmartwychwstałego? To w porządku. A kim jesteście? Mięsem, kiełbasą, jajkiem?
Jedna dziewczyna przybiegła kiedyś do mnie na przerwie w szkole taka rozradowana, jakby Pana Boga zobaczyła. Pytam: Co się stało? A ona: W końcu mnie zauważył. Pytam: Kto? Ten chłopak, o którym księdzu wcześniej mówiłam, że podoba mi się. I co ci powiedział? Że jestem fajna laska…
Dziewczyno, ty nie jesteś żadna – nawet fajna – laska. Ty jesteś dziewczyną, będziesz kobietą, kiedyś pewnie matką. Ty jesteś podmiotem, nie przedmiotem. Jak zobaczy on w tobie dziewczynę, przyszłą kobietę, przyszłą matkę, to wówczas możesz się cieszyć. A nie teraz, że jesteś dla niego laską.
Jak jesteście, drogie dziewczyny, dzisiaj laskami, to niestety nigdy nie będziecie kobietami.
Bóg widzi w nas swoje dzieci. Swoje kochane dzieci. Jesteśmy przez Niego chciani i kochani. A nasz problem polega często na tym, że my wolimy być mięsem, kiełbasą, jakiem.
Św. Leon Wielki mówił: Poznaj chrześcijaninie swoją godność. Zobacz, jak wielkiego masz odkupiciela. Nie jakiegoś Bruce’a Wszechmogącego (kto oglądał ten film wie, o co chodzi), ale Jezusa Chrystusa. Przez chrzest stałeś się kimś innym, lepszym. Nie wchodź na drogę grzechu. Poznaj, że zostałeś odkupiony przez Boga. Zrozum to, że nie jesteś dziewczyno – laską, chłopcze – maminsynkiem i tłuściochem. Jesteś dzieckiem Bożym. Jesteś na podobieństwo Boga.
Każdy jest na podobieństwo Boga? To moja trudna teściowa też? To mój brzydki brat też? To moja nieznośna siostra też? Tak. Oni także.
I ty również jesteś na podobieństwo Boga, choć czasem nie radzisz sobie ze swoimi kompleksami, bo albo za gruba jesteś, albo za mały jesteś. No taki jesteś i pewnie cudów ze swoim wyglądem zewnętrznym od razu nie zrobisz. Ale najważniejsze, abyś był lub była wewnętrznie piękna.
Bóg kocha nas zawsze, ale akceptuje i toleruje tylko wtedy, gdy unikamy grzechu i nie krzywdzimy innych. Bóg nie cieszy się, gdy żyjemy w grzechu ciężkim.
Drodzy Bracia i Siostry!
Oczywiście Ewangelia zawsze podsuwa, co mówić na kazaniu, bo Słowo Boże jest żywe i skuteczne (por. Hbr 4, 12). Ale zapytałem jednego chłopca, co mam powiedzieć dzisiaj na kazaniu. Niech ksiądz powie coś o wybiórczym traktowaniu wiary. O wybieraniu z nauczania Pana Jezusa tylko tego, co wydaje się być w danym momencie wygodne. Przecież wielu ludzi tak postępuje.
Widzicie kochani dorośli. Oto odpowiedź, dlaczego najczęściej macie problemy z waszymi dziećmi. Ponieważ nie potraficie być autentyczni. Co innego mówisz, co innego myślisz, co innego robisz. A dziecko widzi i wyciąga wnioski. Wiara ma być albo na 100 procent, albo niech jej nie będzie w ogóle. Lepszy dobry ateista, niż zakłamany katolik.
Drodzy Bracia i Siostry!
W Ewangelii według św. Łukasza jest – dobrze nam znany – opis spotkanie Jezusa z uczniami na drodze zmierzającej do wsi Emaus. Było to owego pierwszego dnia tygodnia, w ten dzień, w który Jezus zmartwychwstał. Uczniowie uciekają z Jerozolimy. Zamiast zostać na miejscu zmartwychwstania, oni odchodzą. Dlaczego odchodzą z Jerozolimy? Dlaczego idą do Emaus? Bo są rozczarowani. Rozczarowali się Jezusem. Znali dobrze Pisma, bo jeszcze w drodze o tych Pismach rozmawiali. A mimo tego rozczarowali się Jezusem.
My też znamy Pisma. Są być może pośród nas ludzie, którzy doskonale znają Pismo Święte. Wiemy do czego zaprowadzi nas wierność względem Boga. A mimo tego rozczarowani odchodzimy od Jezusa. Nie odchodzimy dlatego, że Jezus nas okłamał. Bo nie okłamał nas. Przecież zmartwychwstał. A zatem mówił prawdę.
Ale odchodzimy, bo myślimy nie po Bożemu – ale po ludzku. Wszyscy chwalą rozwody i związki bez ślubu. Tylko nie Jezus i Kościół. Wszyscy chwalą aborcję, eutanazję i in vitro, tylko nie Jezus i Kościół. Wszyscy chwalą liberalizm, tylko nie Jezus i Kościół. O co tu chodzi? Dlaczego Bóg nie chce naszego dobra?
Jesteśmy rozczarowani i odchodzimy. Bo myśleliśmy, że nie będzie żadnych zasad. Bo myśleliśmy, że będzie można w życiu robić wszystko, co się subiektywnie podoba.
Drodzy Bracia i Siostry!
W zasadzie można robić wszystko, co się podoba, tylko pytanie dokąd dojdziemy. Odpowiedzi udziela sam Chrystus i Jego Kościół. Ten Chrystus mówi tak samo od przeszło dwudziestu wieków. Zmieniają się okoliczności, ludzie, ale mowa Chrystusa pozostaje bez zmian. Dlaczego? Bo prawda jest wieczna i nie może się zmieniać. Gdyby zmieniała się, nie byłaby prawdą obiektywną.
Odpowiedzi na pytanie jak żyć udziela również Kościół Chrystusa. To nie jest Kościół księży, czy biskupów. Owszem to jest nasz wspólny Kościół, który jest naszym domem. Ale to jest przede wszystkim ten sam, niezmienny Kościół Chrystusa.
Mówi się ostatnio i to jest dzisiaj trendy, że Kościół – zwłaszcza w Polsce – kłamie, kradnie, wykorzystuje. Kto to mówi? Świeci ludzie? Nie. Po co to mówią? Aby ocalić i obronić biednych ludzi przez złym Kościołem? Też nie.
Zmienia się władza, zmieniają się systemy. A Kościół trwa. I to trwa właśnie przy ludziach. Pasterze Kościoła, księża są zawsze po stronie ludzi. Są po waszej stronie. Są zawsze po właściwej stronie. Nie jesteśmy z wami dla waszych pieniędzy. Jesteśmy z wami dla was. Tak, jak dla nas wszystkich, jest z nami w Eucharystii zmartwychwstały Chrystus.
„Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych” (J 20, 9).
Mam nadzieję, że my to rozumiemy. Amen.
Ks. Marcin Kołodziej |