Homilia na II Niedzielę Wielkanocną, rok B
Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę (J 20, 25).
Drodzy Bracia i Siostry!
W Piśmie Świętym bardzo często pojawia się obraz pasterza i owiec. Jest nawet taki psalm: Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego. Pozwala mi leżeć na zielnych pastwiskach (Ps 23, 1-2). Opowiadała mi jedna katechetka, że kiedyś na kanwie tych biblijnych obrazów pasterza i owiec postawiła dzieciom pytanie na lekcji religii: Czym dla nas jest Bóg? Wtedy jedna dziewczynka odpowiedziała: Pasterzem. To zapytała dalej: A czym my jesteśmy dla Boga? Po chwili ciszy jeden z chłopców odpowiedział: Stadem baranów.
Ale coś w tym jednak może być. Bo, patrząc z naszej perspektywy, my dla Pana Boga możemy być zamiast posłusznych owieczek, właśnie takim stadem baranów. Ciągle bowiem mamy problem z tym, aby Bogu uwierzyć. Ciągle mamy do Niego jakieś ale.
Gdy Pan Jezus przyszedł do Nazaretu, gdzie się wychował, wszedł w dzień szabatu do synagogi i podano mu, aby odczytał fragment z Księgi Izajasza. Natrafił na miejsce, gdzie było napisane: Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana (Łk 4, 18-19). Po przeczytaniu powiedział: Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli (Łk 4, 21). Wtedy wszyscy – jak zapisał Ewangelista Łukasz – porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić (Łk 4, 29). Co to znaczy? Nie przyjęli Go. Nie zobaczyli w Nim Mesjasza. Nie uwierzyli Panu Jezusowi.
W godzinie męki Pana Jezusa na krzyżu arcykapłani i uczeni w Piśmie drwili sobie z Niego mówiąc: Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Mesjasz, król Izraela, niechże teraz zejdzie z krzyża, żebyśmy widzieli i uwierzyli (Mk 15, 32-32). I Jezus ostatecznie w pewnym sensie zszedł z krzyża, bo zmartwychwstał. I uwierzyli? Oczywiście, że nie. Nie uwierzyli Chrystusowi. Szybko jeszcze uknuli spisek i powiedzieli do rzymskich żołnierzy: Rozpowiadajcie tak: Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali (Mt 28, 13). I jak zauważył Ewangelista Mateusz: Rozniosła się ta pogłoska między Żydami i trwa aż do dnia dzisiejszego (Mt 28, 15).
Gdyby tej niewierności było mało, to nawet sami apostołowie nie potrafili tak od razu uwierzyć. Czytamy w Ewangelii według św. Marka: Po swym zmartwychwstaniu, wczesnym rankiem w pierwszy dzień tygodnia, Jezus ukazał się najpierw Marii Magdalenie, z której wyrzucił siedem złych duchów. Ona poszła i oznajmiła to tym, którzy byli z Nim, pogrążonym w smutku i płaczącym. Ci jednak słysząc, że żyje i że ona Go widziała, nie chcieli wierzyć (Mk 16, 9-11).
Apostołowie nawet mieli problem, żeby sobie nawzajem uwierzyć. Słyszymy o tym chociażby w dzisiejszej Ewangelii od Tomasza: Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę (J 20, 25).
Drodzy Bracia i Siostry!
A jak jest z nami? Jak wygląda nasza wiara? Czy wierzymy Jezusowi, że zmartwychwstał? Czy wierzymy we wszystko, co nam powiedział?
Moja mama opowiadała mi o takiej sytuacji z jej dzieciństwa, gdy ktoś ze znajomych zjawił się w jej domu rodzinnym w dzień Wielkanocy. Wszedł do domu i przywitał się z mieszkańcami tym pozdrowieniem, które wszyscy dobrze znamy: Chrystus zmartwychwstał. Na co jedna z jej sióstr odpowiedziała: Wiemy, wiemy. Czy tak przypadkiem nie jest z nami, że my wiemy, że mówi się o zmartwychwstaniu Chrystusa. Ale czy wierzymy w to zmartwychwstanie?
Są obecne i żyją swoim życiem wokół nas rozmaite stereotypy. Jest na przykład obecny stereotyp Niemca, który zawsze jest dokładny i uporządkowany. Są nawet stereotypy o Żydach, że zawsze przede wszystkim liczy się dla nich biznes. Nawet ostatnio usłyszałem ciekawą anegdotę na ten temat. Powiedział ktoś do mnie: Śpiewamy w pieśni wielkanocnej: Darmo kamień wagi wielkiej Żydzi na grób wtoczyli, Darmo dla pewności wszelkiej zbrojnej straży użyli. I zapytał: Co w tej pieśni się nie zgadza? Nie wiem – powiedziałem. Odpowiedź prosta: Żydzi na pewno jeszcze nic za darmo nie zrobili. I takie są oto stereotypy.
Ale jest też stereotyp Polaka, katolika, który wszystko wie najlepiej i zawsze robi po swojemu. Wielkanoc przeżywają w Polsce wszyscy. Ale chyba tylko blisko 50 procent – jak wynika z sondażu – wierzy w śmierć Chrystusa na krzyżu i Jego zmartwychwstanie. W niebo wierzy 38 procent, w piekło 31 procent, a w czyściec 30 procent. Tylko 28 procent wierzy w diabła.
Drodzy Bracia i Siostry!
Dzisiaj niedziela Miłosierdzia Bożego. Zawdzięczamy ją św. Faustynie i jej prywatnym objawieniom. Ona też nam podała jako modlitwę Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Ale jak czytamy o tej wierze Polaków, to jawi się pytanie: Po co w ogóle były potrzebne te objawienia św. Faustyny?
Nie wierzymy w szatana. Nie wierzymy w piekło. Mówimy, że go nie ma. Obrzydliwie grzeszymy i jeszcze bezczelnie mówimy, że nie mamy grzechu. A św. Faustyna w swoim Dzienniczku napisała jasno: Dziś byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez Anioła. Jest to miejsce wielkiej kaźni… Rodzaje mąk, które widziałam: pierwszą męką, która stanowi piekło, jest utrata Boga; drugie – ustawiczny wyrzut sumienia; trzecie – nigdy się już ten los nie zmieni; czwarta męka – jest ogień, który będzie przenikał duszę…; piąta męka – jest ustawiczna ciemność, straszny zapach duszący…; szósta męka jest ustawiczne towarzystwo szatana; siódma męka – jest straszna rozpacz, nienawiść Boga, złorzeczenia, przekleństwa, bluźnierstwa (Dz 741).
Dlatego warto uwierzyć Bogu, bo wizja nieba dana nam przez św. Faustynę jest znacznie zachęcająca, niż wizja piekła. Napisała ona o niebie: Dziś w duchu byłam w niebie i oglądałam te niepojęte piękności i szczęście, jakie nas czeka po śmierci (Dz 777). A na innym miejscu dopowiedziała: Dziś miłość Boża przenosi mnie w zaświaty. Jestem pogrążona w miłości, kocham i czuję, że jestem kochana i całą świadomością to przeżywam (Dz 1500).
Jednak to niebo może nie być dla wszystkich. Bo jeśli wierzyć sondażom, to tylko 30 procent z nas obecnych na Mszy świętej wierzy w niebo i tylko 30 procent obecnych tego nieba dla siebie pragnie.
Drodzy Bracia i Siostry!
Czasami słyszę od ludzi słowa zachęty, aby podczas kazań przybliżał nam ksiądz Pismo Święte i nauczanie Kościoła. Bo chcemy więcej wiedzieć o Bogu, chcemy Go bardziej słuchać i żyć tym, co do nas mówi. A jak się już zacznie przybliżać naukę Kościoła, to z kolei niektórzy się bulwersują. I mówią: Dlaczego Kościół miesza się do naszego życia. Dlaczego nam mówi, jak mamy żyć?
W zdecydowanej większości jesteśmy w Polsce katolikami. Ochrzczonych jest przecież blisko 100 procent. Ostatnio słyszałem o sondażu, z którego wynikało, że w Polsce jedynie kilka procent ludzi kieruje się w swoich codziennych decyzjach nauczaniem Kościoła.
To co to ma być. Po co to chodzenie do kościoła i słuchanie Pisma Świętego. Ilu z was tu obecnych kieruje się w swoich decyzjach nauczaniem Kościoła? Zgodnie z sondażem mała cząstka. A pozostali co? Czy to jest chrześcijaństwo? Czy to jest katolicki styl życia? Jeżeli nie przyjmujemy nauki Kościoła, nie możemy też przyjmować w tym Kościele Komunii świętej, bo ona jest najpełniejszym wyrazem naszej jedności.
Drodzy Bracia i Siostry!
Dzisiaj niedziela Miłosierdzia Bożego. Bóg chce nam to miłosierdzie okazać. Jeszcze nie jest za późno, aby o nie Boga poprosić. Tylko potrzeba ufnego zwrócenia się od Niego. W jaki sposób to zrobić? Podpowiada dziś św. Jan w drugim czytaniu: Albowiem miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań, a przykazania Jego nie są ciężkie (1 J 5, 3).
Tak. Przykazania Boga nie są ciężkie, gdy się do nich odpowiednio podejdzie. Czy miłość do męża lub żony jest ciężka? Czy pocałunek nie jest słodki? Jeżeli kochasz, wszystko jest proste i nic nie jest trudne. Wyjątek stanowi, jak się jest dorastającym chłopcem i mama cię odprowadzi pod szkołę i zażąda jeszcze pocałunku, a jeszcze niech pojawią się koleżanki i koledzy, wtedy naprawdę może być trudno… Albo, czy ugotowanie przez matkę obiadu dla dzieci jest ciężkie? Jeśli kocha, nie. Czy praca jest ciężka i nie do zniesienia? Jeżeli się odpowiednio zarobi i robi się to, co się lubi, wówczas nie jest ciężka. Dlatego otwórzmy się z wiarą na miłość i miłosierdzie Boga.
Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę (J 20, 25). Nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym (J 20, 27). Amen.
Ks. Marcin Kołodziej
|