Homilia na XXIX Niedzielę Zwykłą, rok B
Mając Arcykapłana wielkiego (…) przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski (Hbr 4, 14. 16).
Drodzy Bracia i Siostry!
W Rzymie trwa obecnie synod biskupów poświęcony w Kościele dziełu nowej ewangelizacji. Ojcowie synodalni zastanawiają się, co tu zrobić, aby tę samą treść, jaką jest Ewangelia o Jezusie, przekazać w nowej, atrakcyjnej, zachęcającej formie. Odnośnie tego synodu rozmawiałem niedawno na ten temat z jednym człowiekiem, takim gorliwym katolikiem, który stwierdził, że skoro w Rzymie odbywa się ten synod, to bardzo dobrze, bo w końcu zaczniemy tak głosić Ewangelię, że ona dotrze do wszystkich. I będzie więcej wierzących w Chrystusa.
Czy wystarczy w tej kwestii synod biskupów? Pewnie synod biskupów jest ważny, bo uczestniczą w nim eksperci, którzy później dadzą nam konkretne wskazówki, jak skutecznie głosić Chrystusa. Ale ta odnowa wiary, do której zachęca nas papież Benedykt w przeżywanym Roku Wiary, nie dokona się bez naszego udziału i zaangażowania. Robiliśmy ostatnio festyn parafialny. Pewnie, że ważny był pomysł i wskazówki, jakie dostaliśmy od tych, którzy już takie festyny organizują. Ale gdyby nie konkretni ludzie, którym chciało się coś zrobić, którzy nie przyjęli postawy niech się inni teraz wykazują, to tego festynu by nie było.
Podobnie jest z przyjęciem wiary i głoszeniem tej wiary. Bóg każdemu z nas otworzył podwoje wiary (porta fidei) w momencie naszego chrztu świętego. Ale z wiarą jest tak, jak z ogniskiem. Trzeba ciągle dbać o utrzymanie ognia. Trzeba pilnować, aby ten ogień nie zgasł. Czasami jesteśmy znudzeni pracą nad sobą, czasami rezygnujemy z troski o piękne człowieczeństwo i chrześcijaństwo. Bardzo często w konfesjonale ludzie mówią, że brakuje im już woli i chęci, aby pracować nad swoją kondycją duchową. Wtedy mówię do kobiet, że jak chcą zewnętrznie wyglądać jeszcze ładniej, to trzeba czasem zrobić makijaż, uczesać włosy. Panowie, jak chcą atrakcyjnie wyglądać, to też muszą trochę poćwiczyć, zadbać o siebie. Niektórzy odpowiadają: Ale proszę księdza, po co kaloryfer, jak można mieć bojler. To prawda, ale troska o zdrowe ciało jest ważna.
Podobnie jest na gruncie wiary. Na gruncie troski o naszą sprawność duchową. Chcemy wyrabiać w sobie cnoty, czyli sprawności moralne do czynienia dobra. Tylko pojawia się pytanie: Jak to skutecznie robić? Co nam ma w tym pomagać?
Drodzy Bracia i Siostry!
Zwróćmy uwagę na dzisiejsze drugie czytanie z Listu do Hebrajczyków. Autor stwierdza: Mając Arcykapłana wielkiego (…) przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski (Hbr 4, 14. 16). Te słowa całkiem słusznie mogą nas skierować w stronę liturgii. Przecież liturgia, Msza święta nie jest niczym innym, jak tylko byciem z Chrystusem, który jest naszym Arcykapłanem i podczas której przybliżamy się z ufnością do tronu łaski. Eucharystia jest promieniowaniem łaski Boga. Komunia święta jest przecież głębią, z której możemy zaczerpnąć łaski Pana Boga.
Ojciec Święty Benedykt w Liście Porta fidei, ogłaszającym Rok Wiary zachęca nas, abyśmy naszą wiarę bardziej celebrowali w liturgii, zwłaszcza w Eucharystii, która jest szczytem i źródłem życia Kościoła (nr 9).
Co to znaczy? To znaczy, że Msza święta jest najważniejsza. Nie ma w naszej modlitwie innego szczytu i nie ma innego źródła. Msza święta jest jedynym szczytem, jest jedynym źródłem.
Ale żeby ta Msza święta była także dla konkretnego człowieka jedynym szczytem i jedynym źródłem, trzeba najpierw zrozumieć Mszę świętą, a potem zacząć nią żyć. Wielu ludzi świeckich, niestety także kapłanów, nie rozumie Mszy świętej. Nie wie, czym ona tak naprawdę jest.
Niektórzy mówią coraz częściej do mnie, niech nam ksiądz podczas kazań powie, czym jest Msza święta i jak ją przeżywać. Podczas Mszy świętej nasza wiara umacnia się, ale na Mszy świętej poziom naszej wiary też się objawia. Rok Wiary jest dobrą okazją do tego, aby na Mszę świętą spojrzeć dokładniej.
Drodzy Bracia i Siostry!
Czym jest Msza święta? Jest ona uobecnianiem ofiary Chrystusa. Uobecnianie oznacza, że nie chodzi tu o zwykłą pamiątkę. Uobecnianie to coś znacznie więcej. Zdjęcie z wakacji zrobione nad morzem jest jedynie pamiątką. Bierzemy je do ręki i przypominamy sobie cudowne chwile spędzone nad morzem. Spacery wzdłuż plaży, kąpiele, może pierwsze wakacyjne miłości. I to jest pamiątką. Msza święta nie jest taką pamiątką, podczas której przypominamy sobie jedynie Ostatnią Wieczerzę, mękę, śmierć i zmartwychwstanie Pana Jezusa. Msza święta jest czymś na wzór wehikułu czasu z filmów science fiction, gdzie jesteśmy dosłownie przeniesieni do Wieczernika, gdzie trwa Ostatnia Wieczerza, następnie uczestniczymy w męce i umieraniu Jezusa, w końcu jesteśmy świadkami Jego zmartwychwstania, gdy On staje przed nami i mówi: Nie lękajcie się, to Ja jestem (por. Mt 28, 10).
To znaczy, że Msza jest uobecnianiem. Nie oglądamy zdjęć, ale niejako poza czasem i poza przestrzenią jesteśmy z Jezusem. Czy to trudne do zrozumienia? Nie, to jest piękne. I prawdziwe. Ludzie czasami potrafią wierzyć we wróżby i zabobony. Poszukują jakichś stworów, wielkiej ryby lub yeti. Zastanawiają się, czy istnieją kosmici i szukają na to dowodów, a jak przyjdzie do zrozumienia obecności Jezusa w Eucharystii, mówią, że to niemożliwe. Możliwe i są na to dowody: cuda eucharystyczne w Orvieto, Lanciano, czy ostatnio w Sokółce.
Skoro Msza święta jest uobecnianiem dzieła Jezusa Chrystusa, to jak w niej uczestniczyć? Pobożnie i z poszanowaniem przepisów liturgicznych. Jedno łączy się ściśle z drugim. Bo przestrzeganie tych przepisów liturgicznych świadczy o naszej pobożności. Kapłan, który nie przestrzega przepisów liturgicznych raczej nie jest pobożny. Jest rzemieślnikiem, a ma być w tej kwestii artystą. Podobnie wierny świecki, który gardzi przepisami liturgicznymi też nie jest pobożny. Powie ktoś: Konkretna osoba nie przestrzega tych przepisów, bo ich po prostu nie zna. Ale to oznacza, że nie docenia niepowtarzalności Mszy świętej, bo gdyby Msza święta była dla niego najważniejszą modlitwą, to chętnie by te przepisy poznawał i wypełniał.
Tu nie chodzi o literę prawa. Bo Chrystus nas osądzi z miłości. Tu właśnie chodzi o miłość. Uczestniczę pobożnie, bo kocham. Jak kochasz swoją żonę, swojego męża, to jak wygląda twój pocałunek? Byle jakie cmoknięcie? Pewnie nie. Podobna zasada obowiązuje w stosunku do Boga.
Bł. Jan Paweł II napisał w swojej encyklice poświęconej Eucharystii Ecclesia de Eucharistia takie słowa: Również w naszych czasach posłuszeństwo normom liturgicznym powinno być na nowo odkryte i docenione jako odbicie i świadectwo Kościoła jednego i powszechnego (…). Kapłan, który wiernie sprawuje Mszę św. według norm liturgicznych, oraz wspólnota, która się do nich dostosowuje, ukazują w sposób dyskretny, lecz wymowny swą miłość do Kościoła (nr 52). Tutaj zatem właśnie chodzi o miłość do Chrystusa i Jego Kościoła.
Drodzy Bracia i Siostry!
Szacunek do tych norm i pobożność powinny nas skłonić do zastanowienia się dzisiaj nad trzema kwestiami. Jak przeżywać Mszę świętą, aby pokazać Bogu, że Go bardziej kocham?
Po pierwsze spowiedź podczas Mszy świętej. Czy to jest dobre rozwiązanie dla mojego uczestnictwa we Mszy świętej? Rozwiązanie fatalne. Msza święta rozpoczyna się od śpiewu na wejście, a kończy się rozesłaniem. To jest jedna wielka i niepowtarzalna modlitwa. Nie można powiedzieć, że któraś część Mszy świętej jest mniej ważna. Gdyby była mniej ważna, to byśmy przecież mogli z niej zrezygnować. A zatem, gdy ktoś korzysta z sakramentu pokuty podczas Mszy świętej, to przecież nie uczestniczy we Mszy świętej. Nie da się dwóch różnych modlitw wypowiadać jednocześnie. Mało tego: taki spowiadający się rozbija zgromadzenie ludzi aktualnie trwających na modlitwie. I inni przez jego spowiedź być może nie mogą się skupić. Można postawić pytanie: Jak pobożnie i bez rozproszeń uczestniczyć we Mszy świętej? Jak przystąpić z ufnością do tronu łaski, gdy ktoś mi skutecznie w tym przeszkadza? Dokument Kościoła o Mszy świętej Instrukcja Eucharisticum mysterium z 1967 roku mówi: Wytrwale należy przyzwyczajać wiernych, by przystępowali do sakramentu pokuty poza Mszą świętą (nr 35). A w jaki sposób przyzwyczajać? Na przykład przez organizowanie spowiedzi i spowiadanie się przed Mszą świętą.
Po drugie nasze zachowanie w kościele, następnie wypowiadane przez nas słowa i podejmowane śpiewy. Są ludzie, którzy przychodzą do kościoła, jak do teatru lub muzeum. Aby coś pooglądać. Czasami nawet coś komentują. Dzieje się tak zwykle podczas ślubu, czy chrztu, czasami pogrzebu. Są to najczęściej ludzie przypadkowi. Wchodzą bez przyklęknięcia, z włączonym telefonem komórkowym, z gumą do żucia w buzi, ubrani niestosownie. Nie chodzi o to, abyśmy nagle poczuli się obco w kościele. Chodzi o to, abyśmy tu przeżyli miłosne spotkanie. Tu jest ciągle pytanie o miłość. Chodzi o miłość do Boga. Zwykle zewnętrzne zachowania zdradzają nasze wewnętrzne usposobienie, nastawienie. Jak jestem na prywatnej modlitwie, mogę mówić własnymi słowami do Pana Boga. Mogę mówić szeptem. Mogę w ogóle rozmawiać z Nim w myślach. Ale inaczej jest, jak już jestem na Mszy świętej. Msza święta jest modlitwą wspólnotową. Wypada, aby po pierwsze wszyscy brali udział w tej modlitwie, a po drugie wypowiadali te same modlitwy. Podobnie jest ze śpiewem. Św. Augustyn zwykł mawiać: Kto śpiewa, ten dwa razy się modli. Kto śpiewa ten kocha. Warto zatroszczyć się o naszą piękną modlitwę. I warto w tej modlitwie pokazać, że kochamy Boga.
Po trzecie problemem w naszych kościołach jest ostatnio błogosławienie dzieci podczas rozdawania Komunii świętej. To nie jest koniecznie wina księży. To także czasem zachowania wymuszone przez rodziców. Ktoś powie: A jaki to problem? Może tylko dla księdza? Przecież większość księży tak robi. Jak ksiądz porusza ten problem, to chyba ksiądz nie lubi dzieci? Pan Jezus przecież powiedział: Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie, nie zabraniajcie im (Łk 18, 16). Lubię dzieci, ale obok lubienia dzieci mamy też problemem braku szacunku do Najświętszego Sakramentu. Komunia święta jest najdoskonalszym sposobem zjednoczenia człowieka z Chrystusem. Dlatego przecież przystępujemy do Komunii świętej. Nie jest dobrze, gdy ten moment przyjęcia Komunii świętej jest zagłuszany przez inne akcje. Dlatego mamy procesję do Komunii świętej i w tym momencie nie ma innej akcji podczas liturgii. Przecież Komunia święta to moment szczególny. I tak też uczymy nasze dzieci przygotowujące się do pierwszej Komunii świętej. Ktoś powie, że przecież Pan Jezus błogosławił dzieci. To prawda, ale nie podczas Ostatniej Wieczerzy. Ktoś powie, że przecież jak dzieci podchodzą podczas Komunii świętej po błogosławieństwo, to jest to swoiste próbowanie podchodzenia w przyszłości do Komunii świętej. Wybaczcie, ale moment przyjmowania przez jednych Komunii świętej nie może być dla drugich żadną próbą. Jak tak, to może zaprosimy kleryków z Seminarium, aby u nas na niedzielnych Mszach świętych uczyli się odprawiać Mszę świętą. Ktoś powie, ale dzieci tak ładnie przychodzą z paluszkami na ustach. Głosiłem rekolekcje w jednej parafii, w której proboszcz zaproponował, że wszyscy będą podchodzić do księdza podczas Komunii świętej. Ci, którzy są w stanie łaski uświecającej, aby przyjąć Komunię święta, ci zaś, którzy nie mogą jej przyjąć, bo mają grzech, aby przychodzili po błogosławieństwo. I przychodzili młodzi i starsi. Wyglądało to po prostu dziwnie. Mamy przekonanie, że Pan Jezus jest obecny w każdej cząstce konsekrowanego chleba i wina. Tak też uczymy nasze dzieci. I dlatego po Komunii świętej baczni obserwatorzy liturgii mogą zauważyć, jak księża obmywają palce, którymi wcześniej podawali Komunię świętą. Po co? Bo mają na palcach odrobiny Komunii świętej. Z szacunku do Pana Jezusa obmywają palce. Dlaczego zatem mamy szacunek do Eucharystii po Komunii świętej, a nie mamy tego szacunku podczas rozdawania Komunii świętej? I jeszcze jedne pytanie: Jaki jest cel błogosławienia ludzi raz po razie? Przecież po Komunii świętej następuję błogosławieństwo, które dotyka nie tylko dorosłych, ale także i dzieci. Jaki jest w końcu sens błogosławienia dzieci przez nadzwyczajnych szafarzy Komunii świętej, którzy przecież, nie udzielają błogosławieństwa kapłańskiego?
Drodzy Bracia i Siostry!
Warto to przemyśleć. Bo tu tak naprawę chodzi o miłość do Jezusa, a nie o literę prawa. Trzeba przecież tak sprawować i przeżywać Mszę świętą, aby przybliżać z ufnością do tronu łaski (Hbr 4, 16). Amen.
Ks. Marcin Kołodziej
|