Homilia na III Niedzielę Adwentu, rok B
„Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz”.
Bracia i Siostry w Chrystusie!
Czas adwentu to czas uświadamiania sobie, że trzeba być przygotowanym na spotkanie z Bogiem. Nie zawsze myślenie o spotkaniu z Bogiem jest priorytetem naszego życia. Czasami nawet od tego Boga uciekamy.
Jednym z takich miejsc, gdzie uciekamy od Boga jest szpital. Jeden znajomy ksiądz, który był kapelanem w szpitalu onkologicznym opowiadał, jak pewnego razu chodził po salach z Panem Jezusem oraz zachęcał do spowiedzi i przyjęcia Komunii świętej. Zwrócił się do jednej pani. A ona na to, że nie chce, bo jest tylko na chwilę w szpitalu, że ma drobny zabieg. Zapytał ksiądz: A zabieg z narkozą? Tak odrzekła. Wychodząc tak na odczepnego powiedział, że po narkozie pacjenci czasem nie budzą się. Po krótkiej chwili kobieta wybiegła z sali, aby przywołać idącego już korytarzem księdza.
Z tym szukaniem Boga i prostowaniem dróg dla Niego przypomina mi się przeczytany w gazecie wywiad przeprowadzony stosunkowo krótko przed śmiercią z prof. Zbigniewem Religą, znanym kardiochirurgiem. W tym wywiadzie na pytanie, czy wierzy w Boga, odpowiedział: moja wiedza oraz wieloletnia praca jako lekarza utwierdza mnie w przekonaniu, że Boga nie ma. Ciekawe?
I historia najnowsza. Jakiś czas temu do szpitala w Krakowie została przywieziona znana polska poetka. Okazało się, że miała tętniaka i konieczna była operacja. Siostra zakonna, która tam pracuje jako pielęgniarka, zapytała czy może księdza z Komunią świętą poprosić do niej? A ona na to: żadnego księdza, żadnej Komunii świętej. Jestem osobą niewierzącą.
Prostujcie drogi dla Pana.
Bracia i Siostry w Chrystusie!
Mówi dzisiaj św. Paweł: „Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie. Wszystko badajcie, a co szlachetne zachowujcie. Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła”.
Nikt z nas nie może żyć z przeświadczeniem, że zawsze i wszędzie postępuje należycie. Nikt z nas nie może powiedzieć, że nie ma nad czym pracować. Nikt z nas przecież nie jest święty. Pamiętam, że pewnego razu ociągałem się ze spowiedzią. W końcu poszedłem i mówię spowiednikowi, że nie przychodziłem, bo nie miałem aż takich poważnych grzechów. Usłyszałem, że to pycha. Niedługo w ogóle nie będę potrzebował sakramentu pokuty. Dzisiaj dziękuję spowiednikowi za te słowa. I wam wszystkim też radzę zrozumieć po co jest spowiedź.
Św. Paweł mówi, żeby nie lekceważyć proroctwa. Żeby słuchać słowa Bożego. Owszem słyszymy słowa Boga, ale czy słuchamy? A jak już słuchamy, to z kolei bardzo często stosujemy własną interpretację. Te słowa to do sąsiadki, do męża, do nich – na pewno nie do mnie. To tak, jak z chodzeniem po górach. Są szlaki, którymi należy kroczyć. Ale myślimy sobie, że jest dobra widoczność i można pójść na skróty. Jaki efekt? Parę razy może się udać, ale w końcu przyjdzie dzień, gdy pogoda będzie niewłaściwa, lawina zejdzie… I co wtedy? To tak, jak gra w totolotka. Uda się, albo nie uda się. Podobnie bywa w życiu. A przecież wystarczy iść szlakiem. Wystarczy słuchać Boga, a nie tylko go słyszeć. Kazanie słyszą wszyscy, ale ile osób słucha?
Św. Paweł mówi: wszystko badajcie, a co szlachetne zachowujcie. To jest niemożliwe, gdy interpretujemy słowa Boże błędnie, po swojemu. Pamiętam scenę z filmu „Prymas”. Tajniak pouczał sobowtóra ks. kard. Wyszyńskiego, bo chcieli ks. kard. uśmiercić, a go podstawić na miejsce ks. kard., aby spróbował tak powiedzieć kazanie, by ukazać ludziom konieczność pracy w niedzielę... Podobnie jest dzisiaj. Niektórzy w pracy, z której można by zrezygnować w niedzielę, nie widzą nic złego. Zobaczcie to nasze targowisko niedaleko kościoła. Ile tam ludzi robi zakupy w niedzielę. Jeden pan mówił mi, że jest zgorszony, gdy widzi osoby wracające z niedzielnej Mszy świętej i idące po „najpotrzebniejsze” zakupy. I kupują na targowisku, albo w pobliskiej Koronie: meble, pralki, itp. Najbardziej potrzebne.
Św. Paweł mówi: unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła. Zakończyliśmy rok duszpasterski pod hasłem: „W komunii z Bogiem”. Jak wygląda moja jedność z Chrystusem? W naszej parafii to 15% parafian obecnych na niedzielnej Mszy świętej. A reszta? To, że ich tu nie ma, to jest nasza wspólna wina. Podobnie jest czasami z ludźmi chorymi, do których chodzimy w pierwsze soboty miesiąca. Miałem taką chorą, że do kościoła nie pójdzie, bo nie może chodzić, ale jak do niej przychodziłem spóźniony, to robiła mi wyrzuty, że tak długo czeka, że już by zakupy zdążyła zrobić.
Bracia i Siostry w Chrystusie!
Rozpoczęliśmy nowy rok duszpasterski pod hasłem: „Kościół naszym domem”. Kościół to nie budynek. To nie biskupi, księża, instytucja. Kościół to wspólnota zbawionych. Kościół to my. Kościół ma być jak dom, czyli miejsce dla nas bliskie, w którym każdy z nas czuje się nie tylko dobrze, ale i bezpiecznie. Pytanie: jak postrzegam tę wspólnotę, w której dążę do zbawienia, dzięki której próbuję prostować drogi dla Pana?
W odniesieniu do postrzegania Kościoła, wielu z nas uwierzyło w skuteczność antyklerykalizmu. Niektórzy twierdzą, że to jedyny sposób zbudowania dobrobytu w naszym państwie. Nie dajmy się zwieźć. I sami nie dolewajmy oliwy do ognia. Przyczyny kryzysu w Polsce, w świecie, trzeba upatrywać nie w składce emerytalnej księży, ale w braku zasad chrześcijańskich w życiu społecznym. Źle się dzieje w naszych wzajemnych relacjach, że ważniejsze jest, za którą partią jesteś, niż to, że jesteś człowiekiem. To, że zamiast zapraszać do przestrzeni publicznej osobowego Boga, po prostu się Go usuwa. I w końcu to, że zamiast bronić ludzkiego życia, wymyśla się kolejny sposób na zakwestionowanie jego nienaruszalności. Ani aborcja, ani eutanazja, ani kara śmierci nie jest godziwym środkiem do osiągnięcia celu.
Dlatego tym bardziej trzeba prostować ścieżki dla Pana. Trzeba promować miłość. Tylko, że nie wolną miłość, bez zobowiązań, ale miłość odpowiedzialną. Miłość, która przejawia się w wielu sferach naszego życia. Nawet w takiej banalnej sytuacji, o której opowiadał jeden ksiądz. Trzeba przyznać, że jeździł on tragicznie samochodem, mało bezpiecznie. Mówił, że pewnego razu zabrał kobietę na tzw. stopa. Ruszyli i po kilku kilometrach, gdy nie dojechali jeszcze do celu, kobieta prosi, aby zatrzymał on samochód. Podziękowała za podwiezienie, wyszła i dla wyjaśnienia swojego postępowania dodała: dalej mimo wszystko pójdę pieszo, mam jeszcze męża i dzieci, mam dla kogo żyć.
Bracia i Siostry w Chrystusie!
W twórczości ks. Jana Twardowskiego można znaleźć taką maksymę: „Nie gorszyć się sobą, ale nie zgadzać się na siebie”. Ta myśl pasuje do adwentu. Do tego prostowania dróg naszego postępowania, naszego życia dla Pana. Nie zniechęcać się, że w naszym życiu – mimo ciągłej pracy nad sobą – pojawia się grzech. Nie zniechęcać się obecnością grzechu w naszym otoczeniu. Ale równocześnie nie wolno nam go akceptować, nie wolno poddawać się grzechowi, lecz wszelkimi sposobami walczyć o świętość.
Nigdy nie walczyć z człowiekiem, ale zawsze walczyć z jego grzechem. Amen.
Ks. Marcin Kołodziej |