Homilia na Niedzielę Świętej Rodziny
Boże, Ty w Świętej Rodzinie dałeś nam wzór życia (Kolekta).
Drodzy Bracia i Siostry!
Przywołane słowa modlitwy mszalnej – kolekty mówią, że Święta Rodzina z Nazaretu ma być dla nas wzorem życia. Dlatego w Niedzielę Świętej Rodziny warto powiedzieć sobie trochę więcej o rodzinach. Bo mam wrażenie, że za mało o nich dziś mówimy, choć faktycznie w nich żyjemy.
Nawet nasze państwo zaczyna mieć problem z rodziną, bo zniknęła ona z przysięgi małżeńskiej składanej w USC. Tak, zniknęła z przysięgi rodzina.
Pamiętamy pewnie nowelizację ustawy o aktach stanu cywilnego, która weszła w życie w marcu tego roku. Prócz nowych formularzy, przyniosła również zmianę w postaci unowocześnionej przysięgi małżeńskiej. Dotychczas w USC narzeczeni składali taką przysięgę: Świadomy(a) praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z (imię i nazwisko pani młodej/pana młodego) i przyrzekam, że uczynię wszystko aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe. Natomiast nowa przysięga brzmi następująco: Świadomy/Świadoma praw i obowiązków wynikających z zawarcia małżeństwa uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z (imię i nazwisko drugiej z osób wstępujących w związek małżeński) i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe. A zatem w przysiędze małżeńskiej nie ma już rodziny.
Drodzy Bracia i Siostry!
Czym są rodziny? Po co są nam potrzebne? Pewnie, że dobrze znamy takie powiedzenie, że z rodziną to się najlepiej wychodzi na zdjęciu. Ale znamy i takie zdjęcia, że na nich to i z rodzina się źle wychodzi. Jednak, czy to prawda?
Owszem, z rodziną różnie bywa. Jeden pan mi opowiadał, że był samotny, ale jak wygrał w totolotka, to poznał rodziną, o której istnieniu nawet nie wiedział. Musiał poszukać w historii, aby się faktycznie przekonać, czy ich coś łączy. I tak czasem bywa. Wiele relacji obecnie próbuje się budować właśnie na tej zależności od pieniędzy. Czasami ktoś szasta pieniędzmi, aby mieć wokół siebie ludzi. Jest to niedojrzałe, dziecinne. I oczywiście na krótką metę.
Niektórzy starsi ludzie opowiadają, że im bliżej mają do śmierci, tym sobie bardziej o ich istnieniu przypominają wnuczęta. Bo babcia ma mieszkanie. Bo mniej się zna na pieniądzach. Nie zawsze tak jest, ale czasem bywa.
Jedna pani psycholog powiedziała mi mądre zdanie: Rodzina to taka wspólnota osób, w której i najwięcej się wzajemnie kochamy, ale i najwięcej się wzajemnie krzywdzimy. To jest prawda. Zamiast tylko kochać, to my też chętnie się ranimy. A – warto zauważyć – ranimy przecież wypróbowanych przyjaciół. To musi bardzo boleć. I to może słusznie budzić nasz wewnętrzny sprzeciw.
Opowiadał mi jeden pan, że ich dorastająca córka w pewnym momencie powiedziała, że już ich nie kocha, nie będzie z nimi wspólnie jadła, nie będzie z nimi rozmawiać, nie będzie z nimi się modlić. W ogólne nie będzie się modlić. Bo to jest bez sensu. Boga i tak nie ma. Będzie natomiast teraz trzymać z koleżanką, która jest ateistką, bo to jej więcej da. Możemy zapytać: Czy to na pewno jej więcej da? A kto tę dziewczynę dotychczas wychowywał? Kto jej zapewnił byt? Ile do tej pory otrzymała od swojej rodziny, a ile od tej koleżanki. Ale niestety gimbazowe dzieci i wchodzący w dorosłe życie młodzi ludzie bardzo często tak mają. Najlepiej jest to w miarę spokojnie przeczekać.
Drodzy Bracia i Siostry!
Rodzina – jak mówi socjologia – to podstawowa grupa społeczna, na której opiera się społeczeństwo. Ale, aby rodzina powstała potrzebni są kobieta i mężczyzna. Dziwi mnie i bulwersuje, gdy niektórzy katolicy tę prawdę podważają lub odrzucają. A skąd taka nowa nauka? Nie można odchodzić od tego, co mówi Pan Jezus w Piśmie Świętym. Nam jako katolikom nie wypada. Mówi do nas Bóg przez św. Pawła: Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań będą sobie mnożyli nauczycieli (2 Tm 4, 3). Warto się zastanowić, kto jest dla nas dziś nauczycielem, czy telewizyjny idol, czy sam Jezus Chrystus?
Gdy mówimy o definicji małżeństwa, trzeba promować to małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety, a nie wypowiadać jakieś bzdury o tolerancji. Tolerancja jest obca chrześcijaństwu. Tolerować, to znaczy żyć obok innych ludzi i nie przejmować się ich losem. Chrześcijanin ma żyć inaczej. Ma kochać, czyli pomagać innym nie tylko w znaczeniu materialnym, ale też duchowym. Pokazywać innym wyższą wartość.
Pokazywać na przykład małżeństwo i rodzinę jako absolutną wartość. To prawda, że za mało dziś w Kościele mówi się o nierozerwalności małżeństwa. Czasami nawet księża są obojętni na szerzącą się mentalność rozwodową. A przecież nie żeniłeś się z nią na jakiś czas. Nie wychodziłaś za niego za mąż na jakiś czas. Ale do końca życia. A jak jest problem, to rozwiązuj ten problem, a nie uciekaj w rozwód.
To prawda, że małżeństwo wymaga od nas wiele. Jest często trudną i wymagająca wspólnotą. Są nawet różne anegdoty na ten temat. Na przykład mówi się, że kobieta jest jak Anioł Stróż. Anioł przed ślubem. Stróż po ślubie. Mężczyźni też są czasem nie lepsi. Jedna żona szukała rano swojego męża, który nie przyszedł na noc do domu i wydzwaniała do jego kolegów z zapytaniem, czy jest może u nich i czy spędził u nich noc. Na pięciu kolegów, do których zadzwoniła pytając o szczegóły poprzedniej nocy, u trzech jej mąż nocował w nocy i już poszedł do domu, a u dwóch pozostałych jeszcze śpi.
Miłość, wierność i uczciwość małżeńska to są przymioty z przysięgi małżeńskiej, nad którymi trzeba nieustannie pracować. Mniej więcej tak, jak trzeba podkładać drewienka do ogniska.
Drodzy Bracia i Siostry!
Powinna dziwić też dziś mentalność młodych ludzi, którzy są za tak zwanymi wolnymi związkami. Po pierwsze nie ma wolnych związków. Tak, jak nie ma suchej wody, czy kwadratowego koła. Są zatem małżeństwa i konkubinaty.
Starszych ludzi nie chcemy tu oceniać ani osądzać, bo to odrębny temat, trochę bardziej pewnie złożony.
Ale nie można zaakceptować postawy młodych ludzi, którzy walczą dziś dla siebie o prawo do konkubinatów.
Prawo rzymskie w starożytności znało już taką instytucję konkubinatu. Tylko, że konkubinat był dla ludzi drugiej kategorii. Mieszkańcy Cesarstwa Rzymskiego dzielili się na dwie grupy. Była ta lepsza grupa obywateli, którzy mieli prawo zawierać małżeństwo. I była druga grupa ludzi – można powiedzieć – gorszego sortu – bo to modne teraz określenie, którzy nie mieli prawa zawierać związków małżeńskich. Dla nich prawo przewidywało właśnie konkubinat. Stąd obecnie młode osoby walczące o prawo do legalnego konkubinatu niestety sami robią z siebie ludzi gorszego sortu.
Drodzy Bracia i Siostry!
Bóg mówi do nas: Pan uczcił ojca przez dzieci, a prawa matki nad synami utwierdził (Syr 3, 2). Co to znaczy? Wskazuje to na istotę rodziny, w której nie tylko liczy się pies, czy kot, ale przede wszystkim dzieci.
Jakiś czas temu dostałem od moich bliskich znajomych z Holandii kartkę świąteczną, na której byli podpisani oni jako małżonkowie i dopisane imię ich psa. Po prostu dramat. Pomylenie pojęć.
Jeden znajomy ksiądz, który pracuje we Francji opowiadał mi o pewnej sytuacji. Miał błogosławić małżeństwo. Rozpoczęła się Msza święta ślubna, a pani młoda przyszła do kościoła z psem, trzymała go na rękach i nawet do składanie przysięgi małżeńskiej nie miała zamiaru go odstawić. Przerwał ślub i zaprosił młodych do zakrystii, aby im wytłumaczyć istotę i cele małżeństwa.
Można mieć w domu zwierzęta – to nic złego, ale trzeba pamiętać, że koroną stworzenia jest człowiek. Mówi Księga Rodzaju: Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę (Rdz 1, 27). I nie można dziwaczyć w tym względzie. Bo wzbiera się w mnie Boży gniew, gdy widzę, jak media więcej uwagi poświęcają schroniskom dla zwierząt, niż chorym dzieciom i prześladowanym chrześcijanom. To jest wbrew Ewangelii.
Drodzy Bracia i Siostry!
Mówi dzisiejsze pierwsze czytanie: Pan uczcił ojca przez dzieci, a prawa matki nad synami utwierdził (Syr 3, 2).
Dzieci – choć czasem ranią swoich rodziców – to jednak stanowią o sensie rodziny. Są błogosławieństwem dla rodziców. Dzieci powinny w relacjach do rodziców wzorować się na Panu Jezusie. Taki był mądry, już jako mały chłopiec, ale jednak mówi o Nim dzisiejsza Ewangelia: Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany (Łk 2, 51a).
Ojcowie są wtedy wielcy, gdy potrafią mieć czas dla swoich dzieci. Niektórzy panowie zapominają o tym, że ojciec jest nie do zastąpienia. Ojciec jest bowiem pierwszym bohaterem swojego syna i pierwszą miłością swoje córki. Popatrzcie na św. Józefa. Potrafił nawet swój sen dobrze zrozumieć. Co by było, gdyby przespał całą noc i nie zdążył uciec z Maryją i Jezusem do Egiptu wtedy, gdy Herod wziął się za mordowanie małych chłopców? (por. Mt 2, 13-15). Dlatego panowie nie siedzicie przed telewizorem z puszką piwa, gdy Wasze dzieci Was potrzebują, ale spędzamy z nimi czas.
Podobnie mamy są nie do zastąpienia, ale muszą uważać, aby nie być nadopiekuńcze. Bo wtedy wychowają lalusiów. Wzorem może być Maryja, która – jak mówi dzisiejsza Ewangelia – chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu (Łk 2, 51b).
Zachęcam, abyśmy nasze życie potrafili i chcieli wiązać z rodziną. Abyśmy od rodziny nie uciekali. I z założeniem rodziny nie zwlekali.
Boże, Ty w Świętej Rodzinie dałeś nam wzór życia, spraw, abyśmy potrafili ją naśladować w naszych rodzinach. Amen.
Ks. Marcin Kołodziej
|