IV Niedziela Wielkanocna, rok C
„Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne”.
Drodzy Bracia i Siostry!
Znajomy nauczyciel opowiadał mi kiedyś o wydarzeniu, które miało miejsce podczas jednego obozu wędrownego w górach, na jaki wybrał się wraz z grupą swoich uczniów. Wybierali się tam każdego roku, zawsze w to samo miejsce. Pewnego poranka postanowili zdobyć kolejny szczyt. Ów nauczyciel – jak zawsze przed taką wyprawą – pouczył swoich podopiecznych, aby przestrzegali wszystkich zasad, jakie obowiązują w górach. Mieli trzymać się razem, słuchać wskazówek opiekuna i nie zbaczać ze szlaku. Po kilku godzinach wędrówki dwóch chłopców – obaj mieli już skończone osiemnaście lat – poczuli się zmęczeni i nie mieli okazji na dalszą wędrówkę. Postanowili, że odpoczną sobie a następnie inną – w ich mniemaniu krótszą drogą – wrócą do pensjonatu. Szli na końcu grupy, więc pomyśleli sobie, że nie będą nikomu mówić o swoich planach, tylko po cichu odłączą się od współtowarzyszy wyprawy. I tak się stało. Niestety nie zauważył tego ani nauczyciel, ani pozostali przyjaciele. Kiedy w schronisku u stóp góry, w którym zatrzymała się grupa na ostatni postój przed zdobyciem szczytu, nauczyciel zorientował się, że nie ma tych dwóch chłopców przestraszył się bardzo. Nie pozwolił nikomu wejść na szczyt, tylko pozostać w schronisku, a sam wraz z innym uczniem udali się na poszukiwania zaginionych. Szukali ich przez blisko trzy godziny, raz po raz zbaczając ze szlaku, aby przekonać się, czy gdzieś nie zabłądzili. W końcu, kiedy już zaczynało zachodzić słońce, odnaleźli ich wyraźnie zdezorientowanych i zagubionych. Oczywiście zboczyli ze szlaku. Siedzieli na polanie i kłócili się między sobą, jaką wybrać drogę, gdyż niemili ze sobą żadnej mapy. Kiedy zobaczyli nauczyciela wraz z ich kolegą ucieszyli się bardzo. Opiekun – jak opowiadał – był zdenerwowany samowolą młodzieńców, ale widząc z jednej strony ich radość ze spotkania, z drugiej zaś okazaną skruchę za niewłaściwy postępek, nie krzyczał już na nich, lecz wspólnie powrócili do grupy. Przenocowali w schronisku. Następnego dnia pod egidą nauczyciela zdobyli kolejny szczyt i razem powrócili do pensjonatu.
Opowieść ta w doskonały sposób pasuje do dzisiejszej Ewangelii, w której Jezus porównuje się do dobrego pasterza. Dobry pasterz to ten, który nie tylko z wielką odpowiedzialnością pasie swoje owce, ale ponadto troszczy się o każdą z nich i zależy mu, aby żadna z nich nie zagubiła się. Pasterz wie, gdzie wypasać stado, szuka dla niego dobrych, zielonych miejsc. Potrafi prowadzić swoje stado po dobrych ścieżkach, właściwych szlakach, a nawet przez ciemne doliny.
Posługując się obrazem owiec i dobrego pasterza, zmartwychwstały Chrystus mówi nam dzisiaj o sobie. Siebie nazywa oczywiście owym dobrym pasterzem, nas natomiast owcami Jego pastwiska.
Drodzy Bracia i Siostry!
Słowa z dzisiejszej Ewangelii: „Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne” są ogromnym wołaniem samego Boga o posłuszeństwo. Zastanówmy się wspólnie nad tym posłuszeństwem. Spójrzmy z jednej strony na posłuszeństwo Chrystusa, a z drugiej zaś na nasze posłuszeństwo Chrystusowi.
Posłuszeństwo Chrystusa
Posłuszeństwo nie jest cenione we współczesnej kulturze. Często traktuje się je jako przejaw zniewolenia. Nie są posłuszne dzieci swoim rodzicom, pracownicy swoim przełożonym. Nie są również posłuszni chrześcijanie samemu Chrystusowi, który przemawia do nas przez pasterzy Kościoła.
Wielu ludzi twierdzi, że takie zależności od siebie są brakiem lub poważnym ograniczeniem wolności. Tymczasem nie jest to do końca prawdą. Pewnie, że niektóre więzy łączące ludzi mogą zniewalać, zwłaszcza, gdy są następstwem na przykład nieczystych interesów w pracy. I człowiek, aby zachować twarz musi cos ukrywać, być zależnym od drugiego, który wie za dużo i mógłby go wydać. Ale nie wszystkie więzy zniewalają. Posłuszeństwo dzieci wobec rodziców gwarantuje ich bezpieczeństwo. Posłuszeństwo podwładnych gwarantuje dobrze zorganizowaną pracę. Nawet – wracając do obrazu wspomnianych już górskich wędrówek – lina łącząca alpinistę z jego towarzyszami nie jest wiązaniem, które krępuje, ale które zapewnia bezpieczeństwo i zapobiega upadkowi.
Lekarstwem na błędnie rozumianą, wynikającą z nieposłuszeństwa samowolę, jest zawsze posłuszeństwo. Pewnie, że ktoś powie: ja postępuje w zgodzie z własnym sumieniem. W porządku, to właściwa postawa, zwłaszcza, gdy wymagania przełożonego nie są zgodne z prawem Bożym. Bo żadne prawo niezgodne z prawem naturalnym, Bożym nie musi być przez nas przestrzegane. Tylko, co wówczas, gdy sumienie jest źle ukształtowane, błędne. Wtedy nie może być ono ostatecznym punktem odniesienia.
Pismo Święte wielokrotnie pokazuje nam konsekwencje nieposłuszeństwa. Grzech pierwszych rodziców, wieża Babel – oto tego najjaskrawsze przykłady. Pycha, chęć zrównania się z Bogiem, sprawiły, że w ostateczności ci ludzie stali się bardzo dalecy od Boga.
Inaczej wygląda posłuszeństwo w wydaniu Jezusa Chrystusa. W Jego ziemskim życiu na pierwszym miejscu zawsze stała wierność wobec planu Bożego i Jego wolna wola w wypełnianiu tego planu. Chrystus przez cały czas był posłuszny Ojcu: bezpośrednio lub pośrednio – przez uległość rodzicom, wydarzeniom, Pismom natchnionym, czy nawet ziemskiej władzy, gdy potwierdził chociażby nakaz płacenia podatku cezarowi. Jezus Chrystus – sam podkreślał to – przyszedł nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Go posłał.
Dlaczego ziemski Jezus był posłuszny Bogu? Każde dojrzale posłuszeństwo, również to Jezusowe wynika z miłości. Posłuszeństwo i miłość są współzależne: w życiu Jezusa posłuszeństwo rodzi się z miłości, a Jego miłość wyraża się w posłuszeństwie.
Posłuszeństwo Chrystusowi
Mówię to w tym celu, abyśmy przez pryzmat Chrystusowego posłuszeństwa odkryli nasze posłuszeństwo. Brak posłuszeństwa jest jednym z największych, jeśli nie największym grzechem ludzi Kościoła: zarówno duchownych, konsekrowanych, jak i świeckich. Przez przyjęcie sakramentu chrztu świętego w każdym z nas dokonało się przejście od grzechu do sprawiedliwości, od nieposłuszeństwa do posłuszeństwa, od Adama do Chrystusa. Przez chrzest święty każdy z nas został wszczepiony w Chrystusa, który jest Panem posłuszny – jak mówi Biblia – aż do śmierci.
Posłuszeństwo nie jest jednak poddaństwem. Chrześcijanie zostali wybrani i uświęceni, aby byli posłuszni. W chrześcijaństwie nie można mówić o innym posłuszeństwie jak tylko posłuszeństwie z miłości. Jeżeli wszyscy chrześcijanie zostali wezwani do świętości, to znaczy, że zostali wezwani do posłuszeństwa i to posłuszeństwa z miłości, posłuszeństwa, które nie unika również krzyża.
Drodzy Bracia i Siostry!
Św. Jan Ewangelista mówi w swojej Ewangelii: „Kto mówi, że zna Boga, a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą”. Czy rozumiemy wagę słów Chrystusa? Czy jesteśmy owcami, które słuchają Jego głosu? Czy może jak ci młodzi i niedojrzali jeszcze chłopcy postępujemy według tylko naszego sposobu myślenia, czy naszego odwróconego systemu wartości? Warto zadać sobie te pytania. Warto tym bardziej na nie odpowiedzieć.
Jak jest z naszym posłuszeństwem, gdy obok Boga stawiamy sobie innych bożków? Każdy ma pewnie swojego: telewizja, komputer, internet, samochód, alkohol, papierosy, narkotyki, zmysłowość, seksualizm?
Jak jest z naszym posłuszeństwem, gdy zamiast świętować Dzień Pański podążamy całymi rodzinami na plac targowy albo do centrów handlowych? Boli mnie bardzo, gdy jadąc w niedzielę na Mszę świętą do Dąbrowy nie mogę przejechać ul. Wrocławską z powodu tłumów – także katolików – udających się lub wracających z torbami pełnymi zakupów.
Jak jest z naszym posłuszeństwem, gdy zamiast szanować naszych rodziców, mi ich często poniżamy? Młodzi mówią, że to staruszkowie, wapniaki, nic nie wiedzą o życiu. Starsi twierdzą, że są im nie potrzebni, bo tylko chcą opieki, a pieniędzy nie chcą dać żadnych. Na litość Boską nie budujmy cywilizacji konsumpcyjnej, ale cywilizację życia, która przede wszystkim od nas zależy. Od nas, którzy tu jesteśmy dzisiaj w kościele. Nie zmienią świata na lepsze ci, którzy nie znają Boga, ale właśnie my – owce Chrystusowej owczarni.
Jak jest z naszym posłuszeństwem, gdy zamiast bronić życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci, to my ulegamy modom środowisk liberalistycznych? Liberalizm jest dobry tylko w gospodarce, nie w moralności. Zgadzam się z opinią przeczytaną niedawno w jednej z gazet. Jeżeli dziś pozwalamy na aborcję i eutanazję, niedługo pewnie pozwolimy i na to, aby człowiek w momencie przejścia na emeryturę był zabijany, bo przecież ZUS nie będzie miał pieniędzy, aby mu wypłacać emeryturę.
Jak jest z naszym posłuszeństwem, gdy zamiast żyć w zgodzie z szóstym przykazaniem dekalogu, my je naginamy? Po co współżycie przed ślubem? Po co te biedne dzieci, które się poczynają za wcześnie i rozwijają pod sercem matki w wielkim napięciu i niepewności. Po co tyle rozbitych rodzin, które muszą płacić za brak odpowiedzialności niedojrzałych ojców lub matek. Po co te zdrady małżeńskie, które wskutek egoizmu niszczą najpiękniejsze uczucie, jakim jest miłość.
Jak jest z naszym posłuszeństwem, gdy raz po raz okradamy pracowników lub pracodawców?
Jak w końcu z naszym posłuszeństwem, gdy zamiast szanować innych ludzi, my z byle jakiego powodu deptamy ich godność? Jestem młodym księdzem i nie pamiętam czasów głębokiego komunizmu, ale nie mogę zrozumieć współczesnych mediów, gdy za wszelką cenę wyciągają fałszywe informacje z teczek IPN-u i niszczą ludzi przez domniemane stwierdzenie ich winy.
Drodzy Bracia i Siostry!
Nie mówię, że jesteśmy źli. Ale chcę powiedzieć, że brakuje nam jeszcze wiele do chrześcijańskiej doskonałości. Z pewnością jest w nas bardzo wiele dobra. Codziennie wypełniamy dobre uczynki i okazujemy naszą miłość ludziom oraz wierność Bogu. Jednak obraz Kościoła i świata wymaga poprawienia. Posłuszeństwo Chrystusowi jest gwarancją pięknego życia na ziemi i wiecznego życia w niebie.
Niech nam w tym pomoże Eucharystia. Ilekroć gromadzimy się na niej w każdą niedzielę i święta, a czasem i częściej, tylekroć powinniśmy karmić się Ciałem Chrystusa. Oczywiście, jeżeli trzeba, musimy się najpierw wyspowiadać. I nie mówmy, że nie jesteśmy godni przyjmować Chrystusa. Nigdy tak naprawdę nie jesteśmy godni, ale Jego Ciało nie jest dla świętych, lecz dla grzeszników. Bo świętość osiągniemy właśnie wtedy, gdy będziemy przyjmować Świętego Boga.
Wszechmogący, wieczny Boże, prowadź nas do niebieskich radości, niech pokorny lud dojdzie do Ciebie, podążając za zwycięskim Pasterzem. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Ks. Marcin Kołodziej |