Homilia na XIV Niedzielę Zwykłą, rok B
Duch Pański spoczywa na Mnie, posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę (Łk 4, 18).
Drodzy chrześcijanie!
Miałem ciocię – niestety już umarła – która miała takie żartobliwe powiedzenie: Ja cię znam, bo znam twoją matkę i ojca. Ja cię znam, bo znam twoją rodzinę.
Na stronie internetowej naszej Archidiecezji od pewnego czasu – dzięki uprzejmości Diecezji bielsko-żywieckiej – można co tydzień oglądać filmik z komentarzem do Ewangelii danej niedzieli. W komentarzu do Ewangelii na dzisiejszą niedzielę została przedstawiona scena, w której jedno małżeństwo odwiedza znajomych. Ci znajomi niedawno wyremontowali kuchnię. A zatem goście chwalą tę kuchnię i pytają, kto im tak fachowo wykonał ten remont. Gospodarze podają imię sąsiada, który wcześniej w środowisku nie cieszył się dobrą reputacją. Wówczas goście zmieniają swoje zdanie, mówią, że z pewnością coś musiał źle wykonać, albo za drogo wziął.
To podobnie, jak opowiadał kiedyś w swoim kazaniu Ks. Piotr Pawlukiewicz, gdy mówił, jak to teściowie odwiedzili swojego syna i synową. Gdy synowa wzięła najładniejszy serwis i przygotowała w kuchni kawę, jej mąż zaniósł kawę do jadalni i w pewnym momencie w jakiś sposób zbiła się filiżanka. Wówczas przybiegła do jadalni żona i zaczęła krzyczeć na tego męża, że jest niezdarą, że to przecież ich najładniejszy serwis… Ale, gdy okazało się, że tę filiżankę nie zbił mąż, ale zbiła ją zaproszona teściowa, wówczas synowa zaczęła mówić, że przecież nic się nie stało, że tak w ogóle to wcale nie podobał jej się ten serwis i będzie to dobra okazja, aby kupić nowy.
Też jeden ksiądz opowiadał, jak po jednej pielgrzymce Ojca Świętego Jana Pawła II do Ojczyzny przybiegł do niego rozentuzjazmowany student, który wyznał, że był na Mszy świętej z Papieżem sprawowanej w Zakopanem. I jak było? – zapytał ksiądz. Student odpowiedział: Ładnie, ale najważniejsze jest to, co Ojciec Święty nam wszystkim powiedział? Wie ksiądz co powiedział? No co? – zapytał ksiądz. On powiedział podczas Mszy świętej: W górę serca… A przecież te słowa ów student słyszał zawsze, i to na każdej Mszy świętej.
Drodzy chrześcijanie!
Te wszystkie sytuacje nawiązują do dzisiejszej Liturgii słowa. Zarówno Pismo Święte, jak i codzienne epizody z naszego życia pokazują, jak trudne jest do spełnienia dzieło głoszenia Ewangelii.
Wszyscy jesteśmy przecież wezwani, abyśmy głosili Ewangelię. To jest nasze zasadnicze, podstawowe powołanie. Chrystus, gdy nas powołał do wspólnoty swojego Kościoła, dał jednocześnie każdemu i każdej z nas nakaz, abyśmy głosili Jego naukę i byli Jego świadkami w Jerozolimie, w Judei, w Samarii i aż po krańce świata (por. Dz 1,8).
Te słowa wyśpiewane w Aklamacji przed Ewangelią w sensie szerszym dotyczą nas samych: Duch Pański spoczywa na Mnie, posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę (Łk 4, 18). Nikt z nas nie może wymówić się, zwolnić się z obowiązku głoszenia Ewangelii. Pamiętamy przecież, co wyznał Św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian: Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii (1 Kor 9, 16b).
Ale – jak widać chociażby na przykładzie Jezusa w dzisiejszej Ewangelii – to głoszenie przez nas słowa Bożego nie zawsze jest takie proste. Powinniśmy głosić naukę Chrystusa przede wszystkim naszym bliskim: rodzinie, przyjaciołom, znajomym. Bo to są ludzie, których na pierwszym miejscu dał nam Pan Bóg. A tu okazuje się, że to jest najtrudniejsze. Bo bliscy nas znają, bo wiedzą dobrze, jacy jesteśmy. Wiedzą, z jakiej rodziny pochodzimy, wiedzą, co sobą reprezentujemy. Znają też wszystkie nasze słabości.
I wówczas, gdy zwracamy im uwagę, gdy piętnujemy grzech, zdarza się nam słyszeć takie słowa: Co ty mi będzie mówił, przecież podobnie wcześniej robiłeś. Co wówczas zrobić? Zrezygnować z głoszenie Ewangelii? Nie. Nigdy. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii (1 Kor 9, 16b). Co zatem odpowiedzieć? Na przykład tak: To prawda, że wcześniej postępowałem grzesznie, ale to już przeszłość. Teraz zrozumiałem mój błąd i chcę żyć, tak, jak mówi Jezus.
Im szybciej zrozumiemy swój błąd, tym lepiej. Przecież czasami można nie zdążyć zestarzeć się. Przejeżdżałem kilka dni temu przez jedną miejscowość, gdzie na skrzyżowaniu ulic był zegar. A pod zegarem napis: Jedna z tych godzin będzie twoją ostatnią. Warto o tym pamiętać zawczasu.
Drodzy chrześcijanie!
Aby to nasze głoszenie Ewangelii było owoce potrzeba jasnego przykładu z naszej strony. Starożytni mawiali: Verba docent, exempla trahunt. Słowa uczą, ale przykłady pociągają. Bardzo trudno osiągnąć sukces na polu formacyjnym, jeżeli nasze wypowiedzi nie będą pokrywały się z naszymi czynami. Co z tego, że będę ciągle uśmiechał się, gdy jednocześnie będę fałszywy. Nie będę dobrym kapłanem, ojcem, matką, dzieckiem, sąsiadem, chrześcijaninem, jeżeli wpierw nie stanę się człowiekiem.
Można zapytać: A skąd czerpać siły do tego głoszenia Ewangelii? Odpowiedź daje Św. Paweł w dzisiejszym drugim czytaniu. Tak, jak do Św. Pawła, tak również do każdego z nas mówi przecież sam Bóg: Wystarczy ci mojej łaski (2 Kor 12, 9). To znaczy: Bóg będzie czuwał nad nami, jeżeli będziemy przy Nim trwać i nie odłączymy się od źródła Jego łaski, czyli od sakramentów świętych.
Drodzy chrześcijanie!
Nie wolno zrażać się w głoszeniu Ewangelii. Nie wolno obrażać się na tych, którzy będą nas atakować. Oni jeszcze muszą wiele zrozumieć. To właśnie o nich mówi prorok Ezechiel w pierwszym czytaniu: To ludzie o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach (Ez 2, 4). I właśnie do takich ludzi posyła nas Bóg. Po co? Abyśmy im o Panu Bogu powiedzieli. Abyśmy im powiedzieli proste słowa, przekazali prosty komunikat: Bóg jest, Bóg cię kocha, Bóg chce cię zbawić w Kościele katolickim.
A czy usłuchają, czy też nie – tego nie możemy być na tym etapie pewni, ale za to będą oni mieli świadomość, że jesteśmy – jak mówi Ezechiel – prorokami Jezusa Chrystusa (por. Ez 2, 4-5). Bo do każdego z nas bowiem odnoszą się słowa: Duch Pański spoczywa na Mnie, posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę (Łk 4, 18). Amen.
Ks. Marcin Kołodziej
|