Homilia, XV Niedziela Zwykła, rok B

Homilia na XV Niedzielę Zwykłą, rok B

 

Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali (Mk 6, 12-13).

 

Drodzy Bracia i Siostry!

 

Przeczytałem niedawno w jakiejś książce taką wymyśloną przez autora rozmowę. Rozmawiało dwóch bliźniaków będących w brzuchu ciężarnej kobiety. Pierwszy zapytał drugiego: Wierzysz w życie po porodzie? Drugi odpowiedział: Jasne. Coś musi tam być! Mnie się wydaje, że my właśnie po to tu jesteśmy, żeby się przygotować na to, co będzie potem. Mówi pierwszy: Głupoty wygadujesz. Żadnego życia po porodzie nie ma. Jak by to niby miało wyglądać? Odpowiada drugi: No nie wiem, ale będzie pewnie więcej światła. Może będziemy biegać, może będziemy jeść buzią. Mówi pierwszy: No to przecież nie ma sensu! Biegać się nie da! A kto widział żeby jeść ustami! Przecież żywi nas pępowina. Odpowiada drugi: No ja nie wiem, ale za to zobaczymy mamę, i ona będzie się o nas starać. Mówi pierwszy: Mama? Jaka mama? Ty wierzysz w mamę? Kto to według ciebie w ogóle jest? Odpowiada drugi: No przecież jest wszędzie wokół nas. Dzięki niej żyjemy. Bez niej by nas nie było. Mówi pierwszy: Nie wierzę! Żadnej mamy nie widziałem, czyli jej po prostu nie ma. Odpowiada drugi: No jak to? Przecież jak jesteśmy cicho, możesz posłuchać jak śpiewa, albo poczuć jak głaszcze nasz świat. Wiesz, ja myślę, że prawdziwe życie zaczyna sie dopiero później

Z Apostołami było podobnie, jak z tym drugim bliźniakiem, który wierzył w mamę i świat po porodzie. To wszystko, co Apostołowie czynili z polecenia Jezusa, wynikało z ich wiary. Przecież z wiary w Chrystusa opuścili wszystko i poszli za Nim. Z wiary w Chrystusa towarzyszyli Mu w czasie Jego ziemskiego pobytu. Z wiary w Chrystusa oddali później swoje życie. Gdyby nie mieli wiary, gdyby nie zaufali Jezusowi, wówczas nie głosiliby Jego nauki, nie umarliby dla Chrystusa. Dlatego, aby pójść i głosić Jezusa Chrystusa potrzeba przede wszystkim prawdziwej, autentycznej wiary. Wiara musi być w tym przypadku fundamentem.

 

Drodzy Bracia i Siostry!

 

Podobnie musi być w naszym życiu. Wszyscy jesteśmy przecież wezwani, aby głosić Ewangelię. To jest nasze zasadnicze, podstawowe powołanie. Chrystus, gdy nas w sakramencie chrztu świętego powołał do wspólnoty swojego Kościoła, dał jednocześnie każdemu i każdej z nas nakaz, abyśmy głosili Jego naukę i – jak czytamy w Dziejach Apostolskich – byli Jego świadkami w Jerozolimie, w Judei, w Samarii i aż po krańce świata (por. Dz 1,8).

Śpiewaliśmy dzisiaj w Aklamacji przed Ewangelią takie słowa: Niech Bóg przeniknie nasze serca swoim światłem, abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania (Ef 1, 17-18). Naszym powołaniem jest właśnie głosić Ewangelię. Naszym powołaniem jest głosić dobrą nowinę o Chrystusie. Jesteśmy posłani do wszystkich ludzi – tych, co są blisko nas i tych, co są daleko – abyśmy im o Panu Bogu powiedzieli. Abyśmy im przekazali prosty komunikat: Bóg jest, Bóg cię kocha, Bóg chce cię zbawić w Kościele katolickim.

Bardzo ważne jest, abyśmy też pamiętali, że nikt z nas nie może wymówić się, zwolnić się z obowiązku głoszenia Ewangelii. Pamiętamy przecież, co wyznał Św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian: Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii (1 Kor 9, 16b). Czyli biada mi, gdybym nie wypełnił nakazu Pana Jezusa, w którym On wzywa mnie do głoszenia Jego nauki.

 

Drodzy Bracia i Siostry!

 

Aby głoszenie Ewangelii z naszej strony było skuteczne potrzeba nie tylko naszej wiary, ale także odwagi. Dzisiaj słyszeliśmy w pierwszym czytaniu, że tej odwagi na początku zabrało prorokowi Amosowi. Gdy powoływał go Bóg, on chciał się wymówić, bo powiedział, że nie nadaje się do głoszenia słowa Bożego, bo nie jest żadnym prorokiem, ale jedynie pasterzem i ogrodnikiem. Bóg go jednak wezwał, gdyż nie jest ważne dla Boga nasze wykształcenie, nie jest ważna nasza pozycja społeczna. Co z tego, że będę sprawował władzę, że będę na kierowniczym stanowisku, jak nie będę głosił Jezusa. Dla Boga ważne jest, czy jako człowiek, nadaję się do głoszenia Ewangelii. I oczywiście, czy jestem odważny.

Małymi krokami przygotowujemy się do odpustu ku czci naszego patrona – Św. Wawrzyńca. On był odważny. Gdy sprawujący władzę w Cesarstwie Rzymskim chcieli go zastraszyć, on nie uległ, nie przestraszył się. Dla obrony Kościoła był zdecydowany nawet na męczeństwo. Ostatecznie je poniósł. To wskazówka dla nas, gdyż obecnie także żyjemy w czasach, kiedy środowiska liberalne próbują nas zastraszyć, wyśmiać i zniechęcić do głoszenia Ewangelii. Nie wolno im ulegać, trzeba za wszelką ceną trzymać się Chrystusa i Jego prawdziwej nauki.

Tej odwagi w głoszeniu Boga nie brakowało też Św. Janowi Chrzcicielowi – patronowi naszej Archidiecezji, którego głowę na misie mamy utrwaloną w tym kościele nad wejściem do zakrystii. Mówią niektórzy, że Kościół dzisiaj za często zabiera głos w sprawach społecznych, że miesza się do polityki. Nie tylko teraz Kościół – czyli my wszyscy – jest obecny w sprawach społecznych. To już Św. Jan Chrzciciel mieszał się do polityki, gdy upominał Heroda, że nie może prowadzić grzesznego życia. A tak na marginesie, to co ma niby robić Kościół? Co jest posłannictwem Kościoła? A właśnie – obok sprawowania sakramentów – ma mieszać się do polityki, zabierać głos w sprawach społecznych. Nie ma układać się z władzą, ma patrzeć władzy na rękę. Bo Kościół był, jest i zawsze będzie po stronie ludzi. Kto jest starszy – dobrze o tym pamięta. A kto jest młodszy – niech zapyta się nie jakichś chłopskich filozofów, ale mądrych starszych ludzi.

Odwagi w głoszeniu Ewangelii nie brakowało również bł. Janowi Pawłowi II, którego relikwie uroczyście wprowadzimy do kościoła parafialnego w dniu tegorocznego odpustu. Tak chętnie jeździliśmy na spotkania z Papieżem, robiliśmy sobie z nim nawet zdjęcia. Może już w końcu czas, abyśmy zaczęli żyć jego nauczaniem. Gdy bł. Jan Paweł II był w Polsce w 1987 roku, wówczas podczas Eucharystii w Gdańsku przypomniał nam wszystkim słowa Św. Pawła z Listu do Galatów: Jeden drugiego brzemiona noście (Ga 6, 2). To znaczy, że nie możemy w naszych wzajemnych relacjach, także w głoszeniu Ewangelii zamykać się we własnym egoizmie, ale wychodzić do drugiego człowieka. Drugi człowiek potrzebuje Chrystusa, o którym musi usłyszeć od nas.

Odwagi w głoszeniu Ewangelii potrzebujemy wszyscy w codziennych sytuacjach życia. Opowiadał jeden ksiądz, jak na przystanku do tramwaju pełnego ludzi weszła grupa skinheadów. W tramwaju byli przede wszystkim ludzie starsi. Skinheadzi to zasadniczo łyse głowy, specyficzny ubiór i oczywiście wulgarne wypowiedzi. Jeden z nich, po chwili jazdy w zatłoczonym tramwaju, wyraźnie podenerwowany tym, że nie ma gdzie usiąść, powiedział: Szkoda, że nie ma takiego proszku, którym można by tu sypnąć i wówczas wszyscy ci starsi od razu by poumierali. I nagle wśród tych siedzących starszych odzywa się jedna odważna pani: Spokojnie chłopczyku, jak ty będziesz stary, to taki proszek na pewno już wymyślą. Wówczas nie wiedział, co odpowiedzieć i na najbliższym przystanku na jego hasło cała grupa opuściła tramwaj. Takiej odwagi tej babci w rozmowie z łobuzami, potrzeba także nam w głoszeniu Ewangelii.

 

Drodzy Bracia i Siostry!

 

Obok odwagi nie może zabraknąć odpowiedniego świadectwa z naszej strony. Potrzeba dobrego przykładu. Starożytni mawiali: Verba docent, exempla trahunt. Słowa uczą, ale przykłady pociągają. Nie możemy w głoszeniu Ewangelii zatrzymać się jedynie na pięknych słowach. Te nasze słowa muszą pokrywać się z czynami. To jest trudne, ale możliwe. Jest taka anegdota, pewnie wszystkim dobrze znana. Umarł ksiądz i kierowca autobusu. Obaj idą przed drzwi nieba i otwiera im Św. Piotr. Ksiądz pcha się przodem i z taką pewnością siebie próbuje przekroczyć próg raju. Zatrzymuje go jednak Św. Piotr i mówi: Dokąd to? Proszę poczekać. Oburzony ksiądz odpowiada: Jak to poczekać? Przecież jestem księdzem. Niebo mi się należy od zaraz. Całe życie służyłem Bogu, głosiłem kazania… Mówi Św. Piotr: No właśnie. Proszę księdza, chodzi o te kazania. Dlatego proszę łaskawie przepuścić pana kierowcę. Dlaczego? – pyta oburzony ksiądz. Odpowiada Św. Piotr: Ponieważ, gdy ksiądz głosił te swoje kazania, wówczas wszyscy w kościele spali. Natomiast, gdy kierowca wykonywał swoją pracę, czyli prowadził autobus, wtedy wszyscy pasażerowie ze strachu modlili się.

Dlatego nasze zbawienie nie zawsze zależy od tego, jaką pracę wykonujemy, ale w jaki sposób dajemy świadectwo o Jezusie. Co z tego, że będziemy nawet codziennie siedzieć w pierwszej ławce w kościele i śpiewać na przykład pieśń: Wszystko Tobie oddać pragnę, skoro nie będzie w nas nauki Chrystusa. Skoro będziemy opowiadać się za liberalizmem, aborcją, eutanazją, in vitro, promocją związków homoseksualnych…

Trzeba zrozumieć, o co chodzi Chrystusowi, gdy mówi, że liberalizm jest zły, a następnie pójść do tych wszystkich, którzy nie chcą zrozumieć Jego nauki. I nie wolno nam zrażać się w głoszeniu Ewangelii. Nie wolno obrażać się na tych, którzy będą nas atakować. Oni jeszcze muszą wiele zrozumieć. To właśnie o nich mówił przed tygodniem prorok Ezechiel w pierwszym czytaniu: To ludzie o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach (Ez 2, 4). Również do takich ludzi posyła nas Bóg.

 

Drodzy Bracia i Siostry!

 

W głoszeniu i przyjmowaniu Ewangelii nie można zapomnieć o sakramentach. Bóg chce – o czym przypomina dzisiaj Św. Paweł w drugim czytaniu, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem (Ef 1, 4). To znaczy, żeby osiągnąć świętość potrzebujemy łaski Boga. A ta jest dla nas dostępna jedynie w sakramentach. Skoro Apostołowie wyrzucali złe duchy oraz chorych namaszczali olejem i uzdrawiali, to nie robili nic innego, jak tylko udzielali sakramentów. Niech zatem wszystkie sakramenty, a szczególnie Eucharystia, będą dla nas umocnieniem w głoszeniu przez nas Ewangelii Chrystusa. Idźmy więc i głośmy Chrystusa, jak Apostołowie. Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali (Mk 6, 12-13). Amen.

 

Ks. Marcin Kołodziej

Liturgia Kościoła
 
W zakładce "Bibliografia"
do pobrania publikacje
ks. Marcina Kołodzieja