Homilia, III Niedziela Adwentu, rok A

 

Homilia na III Niedzielę Adwentu, rok A

A błogosławiony jest ten, kto nie zwątpi we Mnie (Mt 11, 6).

 

Drodzy Bracia i Siostry!

Zdarza się niestety, że w niektórych naszych chrześcijańskich, katolickich i polskich domach jest taki zwyczaj, że to tylko dzieci chodzą do kościoła, bo rodzice są dorośli i się już nachodzili. I kiedy takie dziecko wraca z niedzielnej Mszy świętej, rodzice – żeby zachować pozory dobrych pedagogów – pytają: powiedz nam, o czym było kazanie.

Pewnego razu zapytała mama swojego syna, gdy wrócił z kościoła, jakie było kazanie. A syn odpowiedział: ekologiczne. Zdziwiła się kobieta i pomyślała sobie: Nie dość, że ciągle politykują w tych kościołach albo tylko o pieniądzach gadają, to jeszcze teraz zaczęli o jakiejś ekologii mówić. Więc dopytuje syna, aby jej wyjaśnił, co to znaczy, że kazanie było ekologiczne? Odpowiedział młodzieniec: Kazanie ekologiczne, to znaczy, że po prostu ksiądz na tym kazaniu nie truł.

My księża doskonale wiemy, że ludzie chcieliby słyszeć dobre kazania. A dobre kazanie to takie, gdzie jest mocny i krótki wstęp oraz mocne i krótkie zakończenie. Ale najlepiej, żeby były one… blisko siebie. Jednak niestety, czasem muszą być takie kazania nie ekologiczne, kiedy ksiądz trochę potruje. Nie dlatego, aby moralizować, ale dlatego, aby spełnić swoje zadanie.

A jakie jest zadanie księdza? Odpowiedź daje sam Pan Jezus, gdy w Ewangelii według św. Łukasza zwraca się do św. Piotra: Szymonie, Szymonie, oto szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę; ale Ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci (Łk 22, 31-32). Utwierdzać innych w wierze – oto właściwe zadanie dla kapłana.

Zresztą to podstawowe zadanie głoszenie słowa Bożego bardzo pięknie ujął św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian: Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii! (1 Kor 9, 6).

Tak więc, gdy księża pouczają z ambony, to nie z takiej perspektywy, że my jesteśmy super, a wy ci źli, ale że wszyscy i to jeszcze wspólnie musimy się zastanowić, co zrobić, aby było lepiej, abyśmy żyli pobożnie, czyli aby więcej było w nas tego dobrego myślenia Pana Boga. Aby – jak to kiedyś mówili klasycy – wszystkim żyło się lepiej.

 

Drodzy Bracia i Siostry!

Mówiłem, że w niektórych domach jest taki zły zwyczaj, że tylko dzieci idą na niedzielną Mszę święta, a dorośli nie, bo już się nachodzili. Dlaczego ten zwyczaj jest zły? Z wielu powodów. Ale jeden jest taki, że twoje dziecko jak najszybciej chce dorosnąć, aby być jak mama czy tato. I podobnie, jak mama czy tato móc przestać chodzić w niedzielę do kościoła.

Ktoś może powiedzieć, że ksiądz teraz podburza nasze dzieci, aby były nieposłuszne swoim rodzicom. Nie podburzam, tylko wszystkich nas chciałbym zachęcić do tego, abyśmy zobaczyli, że ten sposób myślenia jest zły. Że on do niczego dobrego nie prowadzi. Bo wówczas nie wychowujemy dzieci do wiary dojrzałej, ale do tego, aby po osiągnieciu pełnoletności przestały chodzić do kościoła. Zresztą z tymi pustymi kościołami, to mamy coraz większy problem.

Nie jestem przeciwnikiem ani Mszy świętych dla dzieci, ani Mszy świętych dla młodzieży, ale jest tutaj pewna pułapka. Utarło się we wspólnocie Kościoła, że bardzo ważna jest katecheza dzieci i młodzieży. Że muszą być na Mszy świętej kazania dla dzieci. I często w parafiach staje się wręcz na rzęsach, aby tego typu katechezę zorganizować. I pilnuje się nauki religii w szkole. I organizuje się zajęcia dla dzieci przy parafii, czy to w jakieś grupie młodzieżowej, czy to w ramach przygotowania do Pierwszej Komunii świętej, czy do Bierzmowania.

Ale organizując katechezę dla dzieci i młodzieży, zupełnie zaniedbuje się katechezę dorosłych. Przecież dzieciństwo trwa około dziesięciu lat. Okres młodzieńczy powiedzmy, że trwa drugie dziesięć lat. A co potem? Zostaje pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat życia. I w zasadzie żadnej konkretnie zorganizowanej katechezy dla dorosłych. Dlatego Kościół pierwszych wieków chrześcijaństwa nie znał katechezy dzieci i młodzieży. Znał tylko katechezę dorosłych. Bo zakładano, że dobrze pouczeni – w ramach kazania podczas Mszy świętej – dorośli, wracali do swoich domów i tam uczyli o Bogu swoje dzieci. Uczyli oczywiście nie tylko słowami, ale również przykładem życia. I to się idealnie sprawdzało przez wiele wieków.

A dziś? Rodzice twierdzą, że to katecheci muszę nauczyć ich dzieci wiary, a katecheci, że to jest zadanie dla rodziców. I jaki jest tego efekt? Że coraz mniej jest nas na wspólnej modlitwie w kościele. Po co o tym mówię? Żebyśmy zrozumieli potrzebę ciągłego zgłębiania przez nas wszystkich prawd wiary, ciągłego uczenia się o Panu Jezusie. Żebyśmy będąc na niedzielnej Mszy świętej wykorzystali każdy jej moment do owocnego słuchanie słowa Bożego.

Kiedyś mama chciała sprawdzić swojego syna, czy był na niedzielnej Mszy świętej. I pyta go, czy ksiądz mówił kazanie? Syn odpowiedział: mówił. O czym mówił? – dopytuje matka. Syna na to: A tego nie mówił, o czym mówił. Bo tak niestety wielokrotnie jest, że słuchamy, ale nic nie usłyszymy. Bo nie chodzi o to, aby tylko słyszeć, ale aby usłyszeć. Warto sobie przypomnieć, jak w Ewangelii według św. Marka Pan Jezus karcił swoich uczniów: Macie oczy, a nie widzicie; macie uszy, a nie słyszycie (Mk 8, 18). Mamy przecież nie tylko wierzyć w Boga, bo i szatan w Boga wierzy. Szatan wierzy przecież, że Bóg jest. Ale mamy Bogu uwierzyć, zawierzyć, że wszystko, co do nas mówi jest prawdą. A wszystko, co dla nas robi jest dla nas obiektywnie najlepsze.

Z tym niesłuchaniem słowa Bożego jest często tak, jak opowiadał jeden ksiądz. Pracował kiedyś w parafii, która była obok fabryki. I często się zdarzało, że na Mszę poranną w niedzielę przychodzili robotnicy, którzy wcześniej całą noc pracowali w tej fabryce. A że dojeżdżali autobusem z innych miejscowości, to najpierw chcieli być na Mszy świętej, a potem już na spokojnie wracać do domu. I jak się zaczęło kazanie, to siadali gdzieś pod chórem i ze zmęczenia niestety szybko zasypiali. Pewnego razu ten ksiądz szedł z tacą i zauważył takiego śpiącego robotnika, to pomyślał sobie, że go obudzi, bo szkoda, żeby przespał całą Mszę święta, a i w sumie każde dwa złote się liczy. Więc podszedł do niego i trącił go koszykiem. A ten podniósłszy do góry nieco zaspaną głową, tylko odburknął: miesięczny, i spał dalej.

Nawet, jak nam się wydaje, że u Boga mamy wszystko opłacone, bo i chrzest, i bierzmowanie, i nawet sakrament małżeństwa za nami, to nie zwalnia nas z konieczności słuchania słowa Bożego i ciągłego umacniania swojej wiary. Bo jak mówi ks. Pawlukiewicz, wszyscy jesteśmy w jakimś kryzysie, i wszyscy potrzebujmy, aby z niego wychodzić.

 

Drodzy Bracia i Siostry!

Mówi do nas Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii: A błogosławiony jest ten, kto nie zwątpi we Mnie (Mt 11, 6). Oglądamy telewizję, słuchamy radia, czytamy wiadomości w internecie. I nadziwić się nie możemy, że niektórzy ludzie, którzy wcześniej byli dla nas nawet autorytetem narodowym, czy światowym, dzisiaj tak nisko upadli. Wielu z nas się oburza, inni nawet z tego powodu się gorszą. I słusznie. Ale to jest jednocześnie dla nas przestroga, abyśmy podobnie nie skończyli.

Jeden pan mi opowiadał, jak zrobiło mu się kiedyś bardzo głupio. Bo poszedł wyrzucić do śmietnika osiedlowego śmieci. I gdy wrzucił, to odkrył, że przez przypadek wypadły mu z ręki klucze od mieszkania i wpadły do tego kontenera. Więc nie było czasu na sentyment, tylko musiał zanurzyć się w tym kontenerze i złowić klucze. Wtem przechodziła obok kosza starsza pani ze swoim wnuczkiem. I gdy zobaczyła tego pana szukającego w kuble, z taką wyższością w głosie powiedziała do swojego wnuczka: Widzisz Piotrusiu, jak będziesz niegrzeczny i nie będzie się uczył, tak skończysz, jak ten pijak i złodziej.

Przestrzega nas św. Paweł w Drugim Liście do Tymoteusza: Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań (…) będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom (2 Tm 4, 3-4). Dlatego, gdy widzimy dziś ludzi, którzy nas rozczarowali, bo gadają głupoty i głupio postępują, to widzimy konieczność trzymania się Pana Jezusa i umacniania się w wierze, abyśmy się w przyszłości nie pogubili i od zdrowej nauki Bożej nie odeszli. Bo, jak mówią starsi ludzie, jak Pan Bóg chce kogoś ukarać, to mu rozum odbiera.

A błogosławiony jest ten, kto nie zwątpi we Mnie (Mt 11, 6). Amen.

Ks. Marcin Kołodziej

Liturgia Kościoła
 
W zakładce "Bibliografia"
do pobrania publikacje
ks. Marcina Kołodzieja